Przejdź do głównej treści Przejdź do wyszukiwarki
Rozmiar czcionek: A A+ A++ | Zmień kontrast
Publiczny Zespół Szkolno - Przedszkolny im. Brygady Partyzanckiej "Grunwald" w Olszance

Artykuł: Piszę, …bo czuję

Utworzono dnia 09.05.2022
Drugie życie
 Mam na imię się Oliwia. Kiedy się urodziłam, stan mojego zdrowia nie był najlepszy  Lekarze nie wiedzieli, co się ze mną dzieje, aż w końcu w po wielu badaniach, powiedzieli rodzicom, że mam nieuleczalną wadę serca. Rodzice bardzo się przejęli. Świat im się zawalił.   Zaraz po narodzinach tato był ze mną w jednym szpitalu, a mama w innym, ponieważ nie mogła ze mną jechać, bo dochodziła do siebie po zabiegu cesarskiego cięcia. W końcu po paru dniach mogła do mnie przyjechać i  mnie zobaczyć. W szpitalu zostałam przez miesiąc, ponieważ lekarze musieli mnie badać i obserwować, więc rodzice ciągle do mnie przyjeżdżali na zmianę, ponieważ w domu czekała jeszcze starsza siostra. Przez to, że miałam wadę serca nie mogłam być ochrzczona tak jak inne dzieci w kościele, więc ksiądz przyjechał do szpitala i mnie tam udzielił mi sakramentu.  Nikt nie mógł wejść na oddział, tylko rodzice, więc moją chrzestną została jedna z pielęgniarek. Kiedy w końcu wypisano mnie ze szpitala, to  rodzice musieli ze mną jeździć co dwa tygodnie do kontroli przez okres  pół roku . W wieku 4 lat lekarze zdecydowali , że muszę zacząć brać leki, żeby usprawnić moje serce. Przez tę wadę męczyłam się o wiele szybciej niż moi rówieśnicy. Kiedy poszłam do szkoły, to nie mogłam ćwiczyć;  pani doktor zdecydowała, że muszę się oszczędzać i zwolniła mnie z zajeć wychowania fizycznego. Przez te parę lat wszystko było w porządku, męczyłam się coraz szybciej, ponieważ moje serce było o wiele mniejsze niż powinno być, ale i tak jakoś dawałam radę.
 Za każdym razem, jak się zmęczyłam, pytałam się mamy:
- Czemu to ja muszę być chora?
Mama nigdy nie wiedziała, jak mi to wytłumaczyć, więc mówiła:
- Ponieważ chorują dzieci wyjątkowe.
Ja nigdy nie chciałam tego słuchać, bo wiedziałam, że to nie dlatego i drążyłam dalej:
- A tak naprawdę?
- Żebym nie musiała pracować.- odpowiadała mama
Na tym zawsze się kończyła rozmowa, każda z nas wracała do robienia swoich rzeczy.  Tak mijały nam kolejne lata.
Pewnego dnia przed świętami Bożego Narodzenia cała moja rodzina zachorowała na covid. Przeszliśmy to na szczęście łagodnie, skończyło się na typowych objawach.  Z czasem jednak  czułam się coraz gorzej; gdy przewróciłam się z boku na bok, to się zmęczyłam, ruszyłam ręką i od razu traciłam siły. Zeszłam po schodach i z wysiłku niemal zemdlałam. Rodzice byli zaniepokojeni moim stanem, więc pojechaliśmy na SOR, stamtąd odwieziono mnie  karetką  do Zabrza na oddział. Nie było tam za dużo miejsca , ponieważ  odział przeznaczono  dla dzieci z chorobami serca i dzieci po przeszczepie serca. Umieszczono  mnie na OJOM-ie, gdzie po badaniach okazało się, że mój stan był krytyczny. Lekarze postanowili więc, że wszczepią mi rozrusznik, by ratować moje życie. Niektórym dzieciom wszczepia się rozrusznik pod skórę, w okolice brzucha a niektórym w okolice łopatki. W moim przypadku  wybrano brzuch, ponieważ koło serca miałam za mało miejsca. Na oddziale leżałam sama przez 2 tygodnie, a później przeniesiono mnie na normalną salę, gdzie mogła towarzyszyć mi mama. Przebywałyśmy tam  jeszcze przez 1 tydzień. Męczyłam się nadal, ale nie tak bardzo jak przed otrzymaniem  rozrusznika. Spacerowałam sobie powoli razem z mamą, bo nigdzie mnie nie chciała puścić samej w obawie o moje zdrowie. Bardzo szybko wracałam do zdrowia i w końcu mogłyśmy opuścić mury szpitala. Z utęsknieniem czekałam na spotkanie z siostrami. Pomału wracaliśmy do normalności, żyliśmy dawnym rytmem.  Pewnego dnia, podczas wizyty u koleżanki, mama odebrała telefon od lekarza, który powiedział jej, że jest serce do przeszczepu i czy chcemy się zdecydować na zabieg..
Mama odpowiedziała lekarzowi:
- A mogę się chwilkę zastanowić, ponieważ jestem akurat poza domem i muszę się skontaktować  z mężem, do 30 minut oddzwonię.
- Dobrze- powiedział lekarz.
Mama wbiegła do domu koleżanki, roztrzęsiona i zapłakana powiedziała:
- Zbieraj się, jedziemy do domu, bo lekarz zadzwonił, że jest serce dla ciebie.
Wszyscy, którzy tam byli, rozpłakali się z radości.
Jadąc do domu, mama zapytała się mnie:
- Chcesz to serduszko?
- Tak- odpowiedziałam z płaczem.
Mama wtedy wiedziała już, że na 100% decydujemy się na zabieg, ale i tak chciała uzgodnić to z tatą. Pakując nas, zadzwoniła do lekarza, aby potwierdzić naszą decyzję .  Podczas rozmowy poinformował nas, żebyśmy spakowali rzeczy i czekali na telefon. Osoba, od której miałam dostać serce okazała się dawcą wielonarządowym. Następnego dnia pojechaliśmy do szpitala, mama musiała wypełnić ankietę  i w tedy lekarz wziął ją do siebie i powiedział, że jest 50% szans, że przeżyję. To  była najtrudniejsza decyzja w życiu, jaką musieli podjąć moi rodzice.  Mimo wszystkich argumentów za i przeciw, rodzice się zgodzili na ten przeszczep i o godzinie 20:00 pojechałam na blok operacyjny. Mama była przy mnie do momentu wjazdu na samą salę operacyjną, a tam pocałowała mnie i powiedziała:
- Kochanie, wszystko będzie dobrze, pamiętaj masz do mnie wrócić, ja tu czekam na ciebie.
Przygotowanie do operacji trwało 1 godzinę, a sama operacja - 4.
17 lipca miałam przeszczep serca, dzięki decyzji wspaniałych ludzi dostałam drugie życie i od tej pory czuję się znakomicie. Normalnie po przeszczepie przebywa  się w szpitalu 1  miesiąc, a ja byłam 18 dni. W dniu wypisu  cała rodzinka po mnie przyjechała, a najśmieszniejsze było to, że wszyscy się popłakali, nawet starsza siostra, która nigdy nie płacze i tato.
 W dalszym ciągu jestem pod opieką specjalistów,  jeździmy co 3 miesiące do kontroli i wszystko jest dobrze, gdyby nie to, że muszę brać leki(25tabletek dziennie). To znaczy, ja lubię brać  leki i wiem ,że  to dla mojego dobra,  ale mam je bardzo precyzyjnie rozpisane, przyjmuję je 8 razy w ciągu dnia.
 Teraz jest wszystko dobrze nie mogę się doczekać aż wrócę do szkoły i spotkam się
z klasą. Czuję w sobie ogromną siłę i energię, której brakowało mi przez te wszystkie lata.
W końcu zaczęłam jeździć na rowerze, biegam, spaceruję. Dostałam od losu drugie życie i mam zamiar na maxa je wykorzystać. 

Kalendarium

Pn
Wt
Śr
Cz
Pt
Sb
Nd
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30

Imieniny

Statystyka: